siąca łokci potrafią wsadzić kulę w sam środek obozu nieprzyjacielskiego, a są nawet poręczniejsze, niż długie karabiny. Dla tych zalet były bardzo pożądane wzdłuż całej granicy, a ponieważ popyt niezawodnie rodzi zawsze podaż, dostarczano ich też z narażeniem życia lub poszczególnych członków na wagę bitego srebra, to znaczy, siedem i pół funta wagi w rupjach, albo szesnaście funtów szterlingów, licząc rupję al pari. To też kradli je w nocy złodzieje z wężowemi włosami, którzy czołgali się na brzuchach, tuż pod nosem straży; znikały w tajemniczy sposób z zamkniętych pomieszczeń, a w porze gorącej, kiedy wszystkie drzwi i okna w koszarach były otwarte, ulatniały się jak dym. Ludzie z pogranicza potrzebowali ich do wendety i załatwiania sporów granicznych. Ale najczęściej kradziono je podczas długich zimowych nocy zimy północno-indyjskiej. O tej porze roku ruch morderczy w górach był najżywszy, skutkiem czego ceny szły w górę. Straże pułkowe podwajano, potem potrajano. Żołnierz niewiele robi sobie z tego, gdy zgubi broń — rząd musi to naprawić — ale ma głęboki żal o pozbawienie go snu. To też pułk wpadał w gniew i jeden złodziej karabinów do dziś dnia nosi na sobie wyraźne tego ślady. Ten wypadek położył włamaniom na pewien czas
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/144
Ta strona została skorygowana.