czony człowiek może zasnąć, zanim się zrobi goręcej.
Pewnej soboty, w nocy, miałem miły obowiązek wysłania „numeru“ do łóżka. Jakiś król, dworzanin, kurtyzana czy republika miała umrzeć, porodzić nową konstytucję czy zrobić coś, co było bardzo ważne dla drugiej strony świata, wobec czego nie można było wcześniej zamknąć „numeru“, lecz musiało się czekać do ostatniej chwili na depesze.
Noc była czarna, jak smoła, duszna jak może być tylko noc czerwcowa duszną, i „loo“, gorący wiatr zachodni, szumiał w wierzchołkach wyschłych na chrust drzew, udając, że zapowiada deszcz. Istotnie od czasu do czasu na chmury pyłu z hałasem skaczącej ropuchy spadała jakaś kropla nieledwie wrzącej wody, ale nasz zmęczony świat wiedział, że to jest tylko komedja. Siedziałem w drukarni, gdzie było odrobinę chłodniej, niż w redakcji; linotypy szczękały i stukały, odgłosy nocne wpadały nam przez okna, a zecerzy, prawie nadzy, ocierali pot z czół i wołali o wodę. Ta jakaś historja z drugiej półkuli, cokolwiek tam już było, nie nadchodziła mimo, że „loo“ ustał, ostatni artykuł został złożony, a cała kula ziemska w dusznem gorącu jakby zastygła w oczekiwaniu z palcem na ustach. Byłem śpiący i rozmyślałem
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/17
Ta strona została skorygowana.