dyś razem do Mhau. Jego towarzysz był czerwonobrodym pasażerem ze stacji Marwar. Nie mogło być żadnej wątpliwości. Poznałem odrazu brwi jednego i brodę drugiego.
Ich wizyta niezbyt mię zachwyciła, bo wolałem spać, niż kłócić się z włóczęgami.
— Panowie czego sobie życzą? — spytałem.
— Chcielibyśmy wygodnie i w chłodzie pogawędzić z panem pół godzinki — rzekł czerwonobrody. — Chodźmy do redakcji. Owszem, przyjęlibyśmy kieliszeczek czegoś — umowa jeszcze nie weszła w życie. Peachey, nie musi jej jeszcze przestrzegać — ale w rzeczywistości potrzebujemy rady. Nie chcemy pieniędzy. Prosimy o to jak o łaskę, bo wiemy, że to wy „kiwnęliście“ nas w sprawie państwa Degumber.
Zaprowadziłem ich do dusznego pokoju redakcyjnego o ścianach zawieszonych mapami, na których widok czerwonobrody aż zatarł ręce z zadowolenia.
— Tego nam właśnie było trzeba — rzekł. — Nie mogliśmy lepiej trafić. A teraz, szanowny panie, przedstawiam wam brata Peachey Carnehana — to jest on — i brata Daniela Dravota — to niby ja — a zaś co się tyczy naszej profesji, to już im mniej o tem będziemy mówili, tem lepiej, bo w swoim czasie było się
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.