chudłą twarz, z kosmykiem posiwiałych włosów nad czołem.
Przyjrzałem mu się baczniej.
Gdzieś ja już widziałem te brwi czarne, silnie zarysowane nad nosem, a szerokie na cal, ale gdzie, w żaden sposób nie mogłem sobie przypomnieć.
— Nie poznaję was — odpowiedziałem, podając mu butelkę z wódką. — Czem mogę wam służyć?
Pociągnął spory łyk i zatrząsł się mimo dusznego gorąca.
— Wróciłem przecież! — powtórzył. — I byłem królem Kafiristanu! Ja i Dravot! Byliśmy koronowanymi królami! Siedzieliśmy tu raz w tej redakcji — wy na tem krześle — daliście nam książki. A ja jestem Peachey — Peachey Taliafero Carnehan — wyście tu na tem krześle siedzieli — o mój Boże!
Byłem więcej niż zdziwiony, co też dałem do poznania.
— Ja nie łżę! — mówił dalej Carnehan z suchym chichotem i poprawiając coś na nodze owiniętej w szmaty. — To święta prawda Byliśmy królami, chodziliśmy w koronach — ja i Dravot — biedny Dan — oh, biedny, biedny Dan, nigdy nie chciał słuchać mądrej rady, choć błagałem go o to!
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.