Ale Dravot ani okiem nie mrugnął, nawet kiedy dziesięciu kapłanów przewróciło kamień Wielkiego Mistrza, czyli, jak oni go nazywali, kamień Imbry. Kapłani zaczęli ocierać jego spód z błota, mchu i ziemi i wreszcie pokazali innym kapłanom wyryty na nim znak Wielkiego Mistrza, taki sam, jaki Dravot miał na swym fartuchu. Ani jeden z kapłanów, oprócz tego starego, nie wiedział o tym znaku pod kamieniem. A ten stary upadł wtedy na twarz, objął Dravota za nogi i całował.
— Znowu nam się udało — rzekł do mnie Dravot przez całą Lożę. — Powiadają, że tego właśnie znaku im brakowało i nikt go nie mógł zrozumieć. Teraz już jesteśmy więcej niż bezpieczni.
To mówiąc stuknął w podłogę kolbą karabinu i rzekł:
— Na godność i władzę, zdobytą moją własną prawicą przy pomocy Peachey’a ogłaszam się Wielkim Mistrzem całego wolnomularstwa Kafiristanu w tej Loży-Macierzy, oraz Królem Kafiristanu wraz z Peacheyem.
Przy tych słowach dotknął korony dłonią — ja też — i jak najuroczyściej otworzyliśmy Lożę. To był doprawdy cud! Kapłani obracali się w Loży w zakresie pierwszego stopnia bez podpowiadania, jak gdyby im powoli pamięć wra-
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/49
Ta strona została skorygowana.