cała. Po tem wszystkiem Peachey i Dravot podnieśli tych, którzy na to zasługiwali, do trzeciego stopnia — wszystkich wyższych kapłanów i wójtów. Dziunek Fish był pierwszy między nimi i mogę powiedzieć, żeśmy go tak podnieśli, że mało ducha nie wyzionął; nie było to zgodne z rytuałem, ale pomogło nam. Awansowaliśmy jednak dziesięciu co najwybitniejszych, nie chcieliśmy tej rangi spospolitować. A wszyscy się tego domagali.
— Za pół roku zwołamy drugie zebranie i zobaczymy, jak się kto sprawował — odprawił ich Dravot.
Zaczął ich wypytywać o te ich wsi. Powiedzieli mu, że wciąż się biją między sobą i że już wszyscy są z tego chorzy i zmęczeni. A jak nie było nic do roboty, to znowu szli na Mahometan.
— Nie, możecie się bić tylko z tymi, którzy wejdą na wasze terytorjum — zapowiedział im Dravot. — Wybierzcie z każdej wsi co dziesiątego człowieka do służby pogranicznej i przyślijcie mi tutaj dwustu ludzi do wymusztrowania. Jak długo się kto przyzwoicie zachowuje, nie wolno do niego strzelać, ani kłuć go dzidą, a ja wierze, że wy nie będziecie mnie oszukiwali, bo wy jesteście biali ludzie, nie tacy jak ordynarni, czarni Mahometanie. Wy jesteście
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/50
Ta strona została skorygowana.