moim ludem i na Boga — skończył wpadając znów w angielski język — ja zrobię z was „fajny“ naród, albo tu „kitę odwalę“!
Nie mogę wam nawet opowiedzieć, cośmy zrobili przez te pół roku, bo Dravot wykombinował tam różne historje, na których ja już się nie rozumiałem, a prócz tego nauczył się ich języka tak, jak nigdy nauczyć się nie mogłem. Moją rzeczą było pomagać ludziom uprawiać porządnie rolę, a oprócz tego od czasu do czasu maszerować z armją, patrzyć, co ludzie robią po wsiach i pilnować, żeby budowali jak najwięcej mostów sznurowych nad przepaściami, które ogromnie utrudniają komunikację w tym kraju. Dravot był dla mnie dobry, ale kiedy przechadzał się pod świerkami, obiema pięściami skubiąc swą czerwoną brodę, wiedziałem, że obmyśla coś, w czem moja rada na nic nie mogłaby mu się przydać i czekałem tylko na rozkazy.
Dravot jednakże nigdy nie kompromitował mnie przed ludem. Poddani nasi bali się mnie i mojej armji, ale Dana kochali. Z kapłanami i wójtami żył Dan w jak najlepszej przyjaźni, kto chciał, mógł przyjść z gór i iść do niego ze skargą, a on wysłuchał go pięknie, zwoływał kapłanów na naradę i mówił, co trzeba robić. Wolał Dziunka Fisha z Baszkai, Pikky
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/51
Ta strona została skorygowana.