— A wiecie, co zrobili z Peachey’em? Ukrzyżowali go między dwoma świerkami, mój panie, ukrzyżowali go, jak to widać z blizn na rękach. Drewnianemi gwoździami przybili go do krzyża! A on przecie nie umarł. Wisiał na krzyżu i skomlał, a na drugi dzień zdjęli go i powiedzieli, że to cud, że on jeszcze żyje. Zdjęli go z krzyża — biednego starego Peachey’a, który im przecie nic złego nie zrobił — nic złego nie zrobił.
Zaczął się kiwać w krześle, a naraz rozpłakał się i płakał tak jakich dziesięć minut, obcierając sobie łzy wierzchem dłoni i piszcząc, jak dziecko.
Byli tak okrutni, że odkarmili go w świątyni, mówiąc, że on miał w sobie więcej z Boga, niż stary Dan, który był tylko człowiekiem. A potem wygnali go na śnieg i powiedzieli mu, ze może iść do domu i Peachey szedł tak przeszło rok, żebrząc po drodze bezpiecznie, bo Dravot szedł przed nim i mówił: — Chodź Peachey, jest wielka rzecz do zrobienia! — Góry tańczyły w nocy i chciały Peachey’owi spaść na głowę, a Peachey szedł zgięty we dwoje. Nigdy nie porzucił ręki Dana i nigdy nie porzucił jego głowy. Dali mu ją w prezencie w świątyni, jako przestrogę, aby nie próbował wrócić, a choć korona była z czystego złota, a Peachey cierpiał głód, nie sprzedał jej nikomu.
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/70
Ta strona została skorygowana.