Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/71

Ta strona została skorygowana.

— Wyście znali Dravota! Znaliście brata Dravota! Popatrzcież na niego.
Zaczął grzebać w szmatach, któremi miał obwiązany brzuch, wyjął srebrem haftowaną sakwę z czarnego włosia i wytrząsnął z niej na moje biurko — wyschłą, wysuszoną głowę Dravota. Płomień lamp dawno zbladł już w świetle dziennem i promienie słoneczne padły na czerwoną brodę i ślepe, zamknięte oczy i zamigotały w ciężkiej obręczy kutego złota wysadzanego nieszlifowanemi turkusami. Carnehan poprawił koronę na jego zapadłych skroniach.
— Widzicie tu — rzekł żałośnie. — Cesarza w stroju, jaki nosił za życia; króla Kafiristanu w jego koronie. Biedny stary Daniel — przecież był raz monarchą!
Zadrżałem, bo mimo zdeformowania, poznałem głowę czerwonobrodego ze stacji Marwar. Carnehan wstał, chcąc odejść. Zatrzymywałem go — nie można go było przecie tak puścić.
Pozwólcie mi zabrać tę flaszkę z wódką i dajcie mi trochę pieniędzy — poprosił. — I ja byłem kiedyś królem. Pójdę do władz, poproszę, może mnie umieszczą w domu ubogich, póki nie wrócę do zdrowia. Nie, dziękuję wam, nie mogę czekać na dorożkę... Mam do załatwienia bardzo pilne sprawy prywatne na południu... w Marwar.
Opuścił redakcję i pokuśtykał w kierunku gmachu gubernatora. W południe tegoż dnia,