a dookoła różowych kostek pobrzękiwały na nogach bransolety srebrne i giętkie, jak węże. Jak przystało na córę Wiary prawdziwej, Ameera strojna była w ciemno-zielony muślin, a od jej ramion do łokci i od łokci aż do przegubów zwisały srebrne bransolety, związane ze sobą lśniącym jedwabiem. Na przegubach miała bransoletki z kruchego szkła, mające wykazać cieńkość i smukłość jej kości i członków. Nie brak też było kilku ciężkich złotych bransolet, których wprawdzie jej strój paradny nie znał, lecz które zachwycały ją niezmiernie raz dlatego, że Holden jej je darował, a powtóre ponieważ zamykały się bajecznie na zmyślny europejski zatrzask.
— Ile on ma lat?
Usiedli przy niskiej, białej poręczy na dachu, skąd widać było miasto i jego światła.
— Ci ludzie na dole są szczęśliwi — odezwała się Ameera. — Ale nie sądzę, aby mogli być tak szczęśliwi, jak my. I nie zdaje mi się też, aby białe „mem-log“ mogły być tak szczęśliwe. A jak ty myślisz?
— Wiem, że nie są szczęśliwe.
Skąd to wiesz?
— One oddają dzieci swoje mamkom.
— Nigdy-m tego nie widziała — rzekła Ameera z westchnieniem — i nie chcę widzieć. Ahi! —
Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/88
Ta strona została skorygowana.