któremu dano gwoździk, młoteczek i kawałek metalu do zabawy, ażeby rzemiosło, które ma dać mu chleb w przyszłości, wsiąkało weń wszystkiemi porami jego dziecięcej skórki. Śmiało się i śpiewało ono, uderzając młoteczkiem. Europejskie pięcioletnie dziecko nie potrafiłoby użyć młotka bez potłuczenia swych różowych paluszków, a mały Japończyk już umiał uderzać celnie.
Następnie zwiedziliśmy fabrykę wyrobów ze złotej lakki, którą się pociąga warstwę na warstwę, czerpiąc ją z agatowej palety, umocowanej na palcu artysty, i rzeźbiarnię z kości słoniowej, interesującą, dopóki widz nie przekona się, że dłutko nie błąka się nigdy.
— Ich artyzm, to czysto mechaniczna zręczność — zauważył profesor po powrocie do hotelu.
— A nasza? europejska? — zapytałem.
— Idę spać — usłyszałem w odpowiedzi.
Przed siedmiuset laty król, panujący w tym kraju, zbudował nad brzegiem morza drogę, którą nazwał Tokaido, i droga ta przetrwała do dzisiejszego dnia.