Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

sześciocalowym kilkoma rzutami pendzelka umaczanego w tuszu. Spojrzyj pan na tę gardę, o której mówiłem...
Na okrągłej blasze żelaznej, mającej cztery cale średnicy i przedziurawionej środkiem dla osadzenia rękojeści, K. naszkicował postać kulisa, usiłującego zwinąć płaszcz, który wiatr rozwiewa — nie zimny wicher, ale łagodny letni wiatr. Kulis bawił się tą igraszką, a płaszcz igrał wesoło. Za chwilę płaszcz zostanie złożony i kulis, śmiejąc się, pójdzie dalej. Rysunek wyryty był artystycznie.
— Mam też malowidło drugiego artysty, Hokusai, który żył przy końcu osiemnastego stulecia i na początku dziewiętnastego. Patrz pan.
Rozwinął zwój jedwabiu, na którym ukazała się postać dziewczyny, ubranej w blado-niebieską i popielatą krepę, niosącej na ręku pęk bielizny, przed chwilą upranej, jak wskazywała stojąca obok wanna. Ciemno-niebieska chusteczka, rzucona lekko na lewe przedramię, ramię i szyję, przygotowana była do związania bielizny, gdy się ją złoży na ziemi. Kontury prawej ręki rysowały się pod lekką tkaniną rękawa. Prawą ręką trzymała bieliznę z wierzchu, lewą podtrzymywała ją od spodu. Z pod sztywnych, granatowo-czarnych włosów wyglądały zarysy lewego ucha.
Niesłychane wykończenie szczegółów, począwszy od ozdobnych szpilek we włosach do trepek na nogach, zauważyłem dopiero później; poprawność rysunku pochłonęła zrazu całą moją uwagę.