jest on najśliczniejszem przybraniem głowy, jakie można sobie wyobrazić; łagodnej, ciemnej barwy, kędzierzawy, długi około trzech cali i zapleciony do końca czerwonym jedwabiem. Warkoczyk dziecka podobny jest do pierwszego wypustka tulipanowej cebulki i byłby bardzo ładny, gdyby nie to, że chińskie dziecko jest okropne jako kształt i kolor. Leży ono zawsze spokojnie i nie płacze nigdy. Dlatego, że się lęka, ażeby go nie ugotowano i nie zjedzono. Widziałem sam roznoszone po targach, w środku miasta, ugotowane dzieci. Chińczycy mówili, że to prosięta, ale mnie się zdaje, że ja wiem lepiej. Nieżywe prosięta nie wyszczerzają zębów i nie mają otwartych oczu...
Twarze Chińczyków przerażały mnie, więc ociekłem z dzielnicy chińskiej na krańce miasta i zatrzymałem się przed domem bez okien, przed którego drzwiami widniał kompas. Duch we mnie wstąpił na ten znajomy widok, bo wiedziałem, że pod tym dachem, gdzie się to znajduje, można znaleźć koleżeństwo, litość i współczucie, pomimo tajnych stowarzyszeń całego świata.
— Upewniam pana, że takich upałów nie było w Singapoore od wielu lat. Marzec jest wprawdzie tu