Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

piająco białym osadem, rzuconym płatami i poskręcanym w bryły, a posypaną brylantami i gwiazdami. W tej rozpaczliwie martwej pustyni biły największe gejzery, które wiedzą, kiedy wybucha daleki Krakaton, kiedy szaleje cyklon na wybrzeżach Atlantyku. Pierwszy na drodze, to dyablik trzepoczący się w wannie. Słychać było, jak się pluskał, jak się oblewał wodą, jak sapał, dmuchał, wycierał się ręcznikiem, a potem wypuścił wodę z wanny, jak czynią porządni ludzie, i woda znikła, dopóki drugi dyablik nie zapotrzebuje jej do swojej kąpieli. Nazywa się to źródło „Lwica ze lwiątkiem“. Niedaleko jest lew, ponury, syczący zwierz. Bywa czasami bardzo ożywiony, a wtedy inne stosują się do niego. Po wielkim wybuchu Krakatonu w 1883 r. wszystkie gejzery ogarnął istny szał; wybuchały, tryskały, rzucały się i wyły, a ludzie zlękli się, że rozszarpią one chyba całą powierzchnię parku. Istnieje pomiędzy niemi tajemna sympatya, i gdy „Olbrzymka“ mówi, wszystkie inne cichną i słuchają.
Przyglądałem się, gdy nagle, w pobliżu wykwitło coś z ziemi, coś nakształt pióra z przędzionego szkła, mieniącego się wszystkiemi kolorami tęczy.
— To „Prawowierny“ — objaśnił żołnierz. — Wybucha on co sześćdziesiąt pięć minut, co do minuty, i bije przez pięć minut, wyrzucając słup wody sto pięćdziesiąt stóp wysoki. Za chwilę wszystkie inne zagrają...
Zagrał więc ul, z paszczą zbudowaną według wzoru ula. „Turban“, niepodobny do turbanu i wiele, wiele innych. Pryskały jedne, syczały drugie, wybuchały gwałtownie inne, a jeszcze inne rozlewały się