Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

śród „chłopców,“ jak siostra pomiędzy braćmi. Oddają jej oni przysługi, wożą ją na spacery, obdarzają kwiatami i cukierkami. Te dwie ostatnie pozycye są dość kosztowne, i to właśnie dobrze dla młodzieńca, który się uczy cenić przyjaźń, wymagającą hucznych ofiar i oszczędności na cygarach. Dziewczęta uczą się same nad sobą czuwać, wiedząc, że los ich od nich zależy, i że są one ściśle skrępowane tą właśnie swobodą, jaką im udzielono. Tym sposobem przepędzają one „przyjemne chwile“ z dwustu lub trzystu chłopcami, mającymi także siostry i niezachwianą pewność, że gdyby który z nich okazał się niegodnym zaufania, syndykat młodzieży wyprawiłby go rychło na inny świat, gdzie ludzie nie oświadczają się i nie żenią. I tak upływa czas do chwili, gdy dziewczęta zaczynają rozumieć odwrotną stronę medalu, gdy się przekonywają, że mężczyzna nie jest żadnym półbożkiem, ani zamaskowanym potworem, ale poprostu istotą samolubną, próżną, łakomą, a mimo to wszystko osobliwością przyjemną w towarzystwie, potrzebującą pociechy w smutnych chwilach, pożywienia w głodnych i kierowania w trudnych, którą to świadomość europejskie ich siostry zdobywają znacznie później, dopiero po paru latach małżeńskiego pożycia.
Amerykańska panna robi wybór. Złote światło miłości rozjaśnia oczy, które rozumieją wszystko, a pomimo to światło nie traci nic na swej złocistości, bo amerykańskie dziewczątko, tak samo jak angielskie, często płocho i nierozsądnie wybiera. Tę tylko ma korzyść, że wie więcej, niż tamte, że ma pewne doświadczenie, znajomość rozrywek, zrozumienie interesów, obowiązków i dziwactw mężczyzny, doświad-