Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 02.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

daremnie upatrywałem u nich śladów znużenia. Stanie swobodne, to najlepszy probierz wytrzymałości żołnierza po wyczerpaniu musztrą pierwszej rzeźwości porannej. Przyklękali wzorowo pomimo niepomiernej długości bagnetów; obawiałem się, że przy małym swoim wzroście ponadziewają się na potężne ostrza, ale odrzucali je zgrabnie na bok przy klękaniu.
Jeżeli nie zbywa im na odwadze, a w przeszłości niema dowodów na to, żeby im brakowało męstwa, powinni być przeciwnikiem pierwszorzędnym[1], byleby pod ręką lepszych oficerów i z lepszą bronią.

Takie moje zdanie o japońskiej piechocie. Kawalerya używała uciechy na drugiej stronie pola manewrów, zataczając koła w prawo i w lewo, usiłując czegoś dokonać z piechotą i tak dalej. Trudno mi było uwierzyć, że ci panowie, których miałem przed sobą, to żołnierze i rekruci. A jednak nosili broń i mundury i mieli oficerów, umiejących tyle, co i oni. Połowa ubrana była w białe kurtki negliżowe, kamaszki z bronzowej skóry z krótkiemi ostrogami i czarne strzemiączka. Mieli też karabinki i pałasze, pałasz u boku, karabinek umocowany z tyłu; ani śladu martyngałów, tylko wielkie, ciężkie siodło z jedną kieszenią, a małe koniki, których nie było widać z pod olbrzymiej grzywy i ogona, dźwigały cały ten ciężar jeźdźców i uzbrojenia. Jeżeli dwufuntowe wędzidło

  1. Pisane to było przed wojną chińsko-japońską, której wypadki, jak z zachowania się Japończyków w obecnej wojnie chińskiej, potwierdzają trafność uwag autora. (Przyp. tłóm.).