Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/153

Ta strona została skorygowana.

na wydry... no, i koniec końców, został u nas aż do czasu polowania na lisy. Podarowałem mu szpony czapli-bąka, by mu przynosiły szczęście w łowach. Takiego urwipołcia jeszczem w życiu nie widywał!
— A co się stało z Gilbertem? — zapytał Dan.
— Ominęła go nawet chłosta. De Aquila oświadczył, że woli pisarza niewiernego, który zna się na pisaniu rejestrów dworskich, niźli fryca, choćby najwierniejszego, którego trzeba uczyć wszystkiego od początku. Ba, zda mi się, że od owej nocy Gilbert nabrał takiej że miłości jak respektu dla swego chlebodawcy. W każdym razie nie miał ochoty nas opuszczać... nawet jeśliby Vivian, pisarz królewski, ofiarował mu godność zakrystjana w opactwie Battle. Obłudny był ten szelma, ale człek śmiały.
— Czy Robert ostatecznie wylądował w Pevensey’u? — pytał znowu Dan.
— O, zbyt czujnie strzegliśmy wybrzeża przez ten czas, póki Henryk wojował ze swymi baronami! Zasię w trzy, albo i cztery lata później, gdy w Anglji zapanował spokój, Henryk przeprowadził się do Normandji i pod Tenchebrai sprawił bratu taką łaźnię, iż Robertowi już raz na zawsze odechciało się walki. Wielu rycerzy Henrykowych przybyło do Pevensey, by wyruszyć na ową potrzebę. Pomnę, iż przybył także i Fulkon, więceśmy raz jeszcze zasiedli we czterech w naszej izdebce i krzepiliśmy się winem. Miał słuszność De Aquila, że nie trzeba wydawać o nikim sądu zbyt pochop-