Kiedy przez mą Lalusię opuszczałem Rzym,
krocząc szlakiem legjonów do Rimini,
(do Ri-, do Ri-, do Rimini, —)
przysięgała, że ze mną i z puklerzem mym
jej serduszko podąży do Rimini,
(do Ri-, do Ri-, do Rimini!)
Ale orły znów w dalszy puściły się bieg:
żołnierz za swym sztandarem iść musi!
Więc zwiedziłem Brytanję i gallicki brzeg
i krainę pontyjską, kędy sypie się śnieg —
śnieg tak biały jak szyja Lalusi,
(La-lala, La-la-la-la-, Lalusi!)
a tak zimny jak serce Lalusi!
(La-la-la-lalalala! Lalusi!)
I rzuciłem Brytanję i rzuciłem Pont
i rzuciłem w Rzymie spokojny kąt —
(Z głosu śpiewaka nie znać było, by się zbyt głęboko przejmował temi stratami:)
urojonej ufając pokusie!
I rzuciłem też Galję... Lecz największy błąd,
że rzuciłem... rzuciłem Lalusię!
(La-la-la! La-la-la! Lalage! Lalage!
Lalala-lalalala! Lalusię!)
Dzieci stały właśnie koło furtki wychodzącej w stronę Dalekiego Boru, gdy posłyszały to śpiewanie. Nie mówiąc ni słowa, pobiegły pędem do znanej im dziury w płocie i tak nie zważały