Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/228

Ta strona została skorygowana.

im przez Helenkę jest prawie tak dobry jak ten, jaki piekła jego żona, następnie pokazał im jak się zastawia sidła na zające; łapać króliki umieli już oddawna.
Potem wygramolili się długim parowem ku dolnemu brzegowi Dalekiego Boru. Ta połać leśna jest bardziej posępna i ciemniejsza niż Volaterrae, gdyż znajdował się tam dół po marglu, pełny czarnej wody, wokół którego sterczą kikuty wierzb i olszyn, obwieszone pokrowcami mokrego, kosmatego mchu. Atoli na uschniętych konarach nieraz przysiada ptactwo, a stary Hobden powiada, że gorzka woda wierzbowa jest jakby lekarstwem dla chorych zwierząt.
Siedli na zrąbanym pniu dębowym w cieniu brzozowego zagajnika i zaczęli skręcać sidła, dane im przez Hobdena. Naraz stanął przed nimi Parnezjusz.
— Jak cicho przyszedłeś! — zawołała Una, usuwając się, by zrobić mu miejsce. — A gdzie Puk?
— Właśnie przed chwilą naradzałem się z Faunem, czy mam opowiedzieć do końca moje dzieje, czy też pozostawić powieść niedokończoną — odrzekł Parnezjusz.
— Mówiłem tylko, że jeżeli on wam będzie opowiadał wszystko tak, jak się zdarzyło, to wy nic nie zrozumiecie, — ozwał się Puk, wyskakując żwawo, niby wiewiórka, z poza leżącej kłody.
— Ja i tak nie rozumiem wszystkiego — rzekła Una, — ale lubię słuchać opowiadań o małych Piktach.