Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/233

Ta strona została skorygowana.

— „Dobrze. Jutro wobec całego wojska zamianuję was naczelnikami Wału.
Wyszliśmy z kwatery na oblane światłem księżycowem boisko, gdzie uprzątano ślady niedawnych igrzysk. Obaczyliśmy wielki posąg bogini Romy stojący na szczycie Wału; szron lśnił na jej szyszaku, a włócznia mierzyła w stronę gwiazdy północnej. Przyglądaliśmy się migotaniu ognisk wzdłuż wież strażniczych oraz szeregowi czarnych katapult, coraz malejących, w miarę jakeśmy się od nich oddalali. Wszystko to znane nam było do znudzenia, ale w ową noc wydawało się nam czemś jakby nowem i nieznanem, ponieważ wiedzieliśmy, że nazajutrz obejmiemy nad tem zwierzchnictwo...
— Żołnierze radośnie powitali wiadomość o naszem mianowaniu... ale gdy Maximus odjechał, zabierając z sobą połowę sił naszych, gdy musieliśmy zająć stanowiska w opuszczonych wieżach, gdy mieszkańcy miasta zaczęli się uskarżać na upadek handlu, gdy nastały burze jesienne... o, wówczas ciężkie dni nadeszły dla nas obu! Odtąd Pertinax był czemś więcej niż moją prawą ręką. Urodzony i wychowany niegdyś w wielkim dworze w Galji, wiedział, jakiemi słowy przemawiać do każdego z żołnierzy: od rdzennie rzymskich centurjonów aż do nikczemnych psów libijskich z trzeciej kohorty. Z każdym z nich tak rozmawiał, jak gdyby ten człowiek zupełnie mu dorównywał poziomem wykształcenia i umysłu. Co się mnie tyczy, wiedziałem doskonale, co należy czynić, ale przy tem wszystkiem zapominałem, że spełnić rzecz każ-