Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/266

Ta strona została skorygowana.

pomocy wzywano najsławniejszych mistrzów w całem chrześcijaństwie... królów w swoim fachu, czczonych i sławionych nawet pomiędzy monarchami. Jam ich znał i dla nich pracował... to mi wystarczyło. Nic więc dziwnego... że...
Tu przerwał i zaśmiał się.
— Zostałeś wielkim człowiekiem, Halu! — dokończył Puk.
— Owszem, tak mi mówiono, Robinie. Sam Bramante nawet mi to mówił.
— Dlaczego? Coś ty robił? — zapytał Dan.
Artysta spojrzał nań zukosa.
— Ano różne rzeczy, w kamieniu i w innym materjale. Nie wiem, czy o nich słyszałeś. Można je spotkać po całej Anglji. Niedaleko szukając, ja to przebudowałem nasz mały kościółek świętego Barnaby. Praca ta kosztowała mnie więcej kłopotów i zmartwień, niż wszystko, czegokolwiek tknąłem się w życiu. Ale to była dla mnie wyborna lekcja!
— Hm! — westchnął Dan. — Mieliśmy już dziś dość lekcyj od samego rana!
Puk ryknął śmiechem, a Hal odpowiedział uprzejmie:
— Nie będę cię trapił nauką, mój chłopcze. Wszelakoż dziwna to rzecz pomyśleć, że ten kościołek został odbudowany, nakryty dachem i wsławiony dzięki kilku zacnym odlewaczom żelaza z Sussexu, pewnemu chłopcu okrętowemu z Bristolu, pewnemu zarozumiałemu durniowi, którego zwano Halem rysownikiem, bo jak widzi-