Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/285

Ta strona została skorygowana.

Collinsowie, Hayowie, Fowlowie czy Fennery nie uczynili dla przyozdobienia kościoła! „Proś, a otrzymasz!“ było stałą ich śpiewką.) Właśnie zadzwoniliśmy w nie po raz pierwszy w ową porę, gdy on znajdował się na wieży, wraz z czarnym Mikołajem Fowlem, który fundował piękne balaski do naszego kościoła. Szelma jedną ręką ścisnął sznur od dzwonu, a drugą drapie się w szyję, powiadając: „Prędzej się nadał na ramę dzwonu niż na moję szyję!“ I na tem koniec! Taki to był nasz Sussex... zawsze nierozważny, buńczuczny i junacki!
— A co potem się stało? — spytała Una.
— Potem... wróciłem do Anglji — odrzekł Hal zwolna. — Ta lekcja oduczyła mnie próżności... jednakowoż powiadano, że dzięki mnie kościół świętego Barnaby stał się prawdziwym klejnotem... tak jest, klejnotem! No i pewnie! Zbudowałem go wśród swoich i dla swoich... a słuszność miał ojciec Roger: nigdy nie zaznałem tylu zgryzot, ale i tylu triumfów co tutaj. Taki to już jest bieg rzeczy... Kochany, kochany kraj!“
I w zamyśleniu opuścił głowę na piersi.
— Koło kuźni stoi wasz tatuś. O czem on tak rozprawia ze starym Hobdenem? — odezwał się Puk, otwierając dłoń, w której trzymał jakieś trzy listki.
Dan spojrzał w stronę chaty Hobdena.
— Aha, wiem. Chodzi o ten stary dąb, zwalony wpoprzek strumienia. Ojczulek zawsze mówi, że trzeba go wykopać.