synów do tej roboty, to nie będę się sprzeciwiała. Nie możecie więcej żądać od matki.“
— A wtedy ujrzała one Czterolatki tańczące i przelatujące jako małe zielone ogniki wkoło niej, aż jej się w głowie poczęło mącić; posłyszała, jak tętniły i tupotały tysiącem małych nóżek; posłyszała srogie kanterberskie dzwony i wielką powódź przypływu, bijącą z hukiem o tamę. Tymczasem Czterolatki ulepiły senne przywidzenie, co miało obudzić jej obu synów. Kiej tak stojała, gryząc palce, obaczyła, jak obaj jej rodzeni synaczkowie wyszli z chałupy i minęli ją, nie mówiąc ani słowa. Płacząc żałośliwie, poszła za nimi aż do miejsca, gdzie przy tamie była przywiązana stara łódka. Wzięli tę łódkę i zbiegli z nią ku morzu.
— Gdy już ustawili maszt i rozpięli żagiel, syn niewidomy tak się odezwał: „Matko, czekamy twego zezwolenia i twej życzliwości, byśmy mogli ich przewieźć na drugi brzeg.“
Tu Tom Shoesmith odrzucił wtył głowę i przymrużył oczy, po chwili zaś rzekł:
— Hej, dzielna to była, a mądra kobieta, ta wdowa Whitgiftowa! Trzęsła się jak osiczyna, ale stojała czas jakiś na brzegu, nawijała na palce końce swych długich warkoczy i rozmyślała se, co ma zrobić. Czterolatki wkoło niej uciszyły z płaczu swą dziatwę i czekały w głuchem milczeniu: od niej jednej cały ich los zależał... Ona była matką, a bez jej zezwolenia i przychylności nie mogły wyjechać... Trzęsła się więc jak osiczyna
Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/312
Ta strona została skorygowana.