Ale ona była tak strapiona, że ani jej się śniło słuchać, co on tam do niej gadał i obiecywał.
— E, ona przecie powinna się była przedtem z nimi potargować! — zawołał Hobden. — Zawdy mówiłem to mojej kobiecie.
— O, nie! Ona ze szczerego serca, a nie dla nijakiego zysku oddała im swoich synów. Odczuwała tę niedolę, jaka chodziła po Żuławach, więc z dobrawoli pragnęła jej ulżyć.
Tu Tomasz zaśmiał się scicha.
— Tak! i sprawiła to, co zamierzała! Dopięła swego! Ledwo one... Czterolatki odleciały, od Hithe do Bulverhithe każdy człek, czy chłop czy baba, dziewczyna czy dziecina, odczuł w powietrzu jakąś wielgą odmianę na lepsze. Ludziska odświeżeni i rzeźcy wyleźli z chałup, jako ślimaki po deszczu. A tymczasem wdowa Whitgift siedziała w smutku cięgiem na tamie, choć powinna była uwierzyć nam — to jest zaufać, że jej synowie powrócą! Ale też było coniemiara radości i krzyku, gdy po trzech dniach łódka przybyła do brzegu!
— Zapewne obaj synowie wrócili uzdrowieni? — zapytała Una.
— E, gdzieta! To byłby już cud! Powrócili tacy sami, jacy wyjechali. Ciemniaczek nic nie obaczył, a niemowa, ma się rozumieć, nie mógł opowiedzieć tego, co widział. Przypuszczam, że właśnie z tej przyczyny Czterolatki wynajęły ich do tego przewozu.
Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/314
Ta strona została skorygowana.