Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/329

Ta strona została skorygowana.

fajgla... chciałem powiedzieć, suwerena[1]... a Walek powiedział Hobdenowi, że za połowę tej sumy zgodziłby się, żeby go z obu luf postrzelono...
— On nie rozumie! — zawołała Una, przyglądając się bladej, zalęknionej twarzy nieznajomego. — O gdyby...
Ledwie to wyrzekła, krzaki jałowców zaszeleściły i ukazał się w nich Puk. Zbliżył się do nieznajomego i pogadał z nim prędko w obcej jakiejś mowie. Puk miał na sobie również długą szatę (popołudniu chwycił silny przymrozek), a to zmieniło do niepoznania jego wygląd.
— Nie! nie! — rzekł nakoniec. — Nie zrozumiałeś tego chłopca. Oto jeden z kmieci został przez czysty przypadek postrzelony na polowaniu.
— Znam ja takie przypadki! A co zrobił jego pan? Pewno się śmiał i najechał na niego? — rzekł drwiąco przybysz.
— To jeden z twoich rodaków postrzelił tego człowieka, Kadmielu — odrzekł Puk, mrużąc oczy złośliwie. — Dał więc chłopu sztukę złota i na tem się skończyło.

— Co? — niedowierzająco krzyknął Kadmiel. — Żyd przelał krew chrześcijańską i nic mu się za to nie stało? Nigdy temu nie uwierzę. A kiedyż wzięto go na tortury?

  1. Moneta angielska.