Puk zaczął śmiać się do rozpuku.
— Kadmiel wciąż jeszcze ma w pamięci panowanie króla Jana — wyjaśnił. — Wówczas obchodzono się bardzo źle z jego rodakami.
— O tak! O tem to my wiemy! — odezwały się dzieci i choć zdawały sobie sprawę, że postępują niegrzecznie, jednakowoż nie wytrzymały i zaczęły przyglądać się bacznie ustom Kadmiela, by przekonać się, czy ma wszystkie zęby. Z lekcyj historji utkwiła im bowiem w głowach ta wiadomość, że król Jan kazał wyrywać Żydom zęby, by zmusić ich do pożyczenia mu pieniędzy.
Kadmiel zrozumiał to spojrzenie i uśmiechnął się gorzko.
— O, nie! Wasz król nigdy mi nie wyrywał zębów... Prędzej, tak mi się zdaje, że ja go pozbawiłem zębów. Słuchajcie. Ja się urodziłem nie między chrześcijanami, ale pośród Maurów w Hiszpanji... w białem miasteczku koło takich dużych gór... No! Maurowie to też okrutny naród, ale przynajmniej ich uczeni ludzie mają... odwagę myśleć. Jak się narodziłem, wywróżono mi, że mam być prawodawcą cudzego narodu, mówiącego bardzo trudnym językiem. My, bowiem, zawsze czekamy na władcę i prawodawcę, który ma przyjść. Czemu nie? Moi rodacy w tem mieście (było nas tam niedużo) wyróżniali mnie jako dziecko wyroczne... jako wybranego z wybranych. My Żydzi musimy sobie marzyć takie różne rzeczy... Wybyście się nigdy tego nie domyślili, widząc, jak przemykamy się ukrad-
Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/332
Ta strona została skorygowana.