Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/339

Ta strona została skorygowana.

i opowiedział mi, że gdy jeździł na małym statku francuskim, handlując drobnym towarem, przyjechał raz do zamku Pevensey...
— Oho! znowu Pevensey! — wtrącił się Dan i spojrzał na Unę. Poruszyła się żywiej i skinęła głową.
— ...Tam opadło go kilku młodych rycerzy, rozrzucili cały jego towar po wielkiej świetlicy, a jego samego zaciągnęli do izby na piętrze. Była tam w murze studnia, w której woda podnosiła się i opadała w miarę przypływu morza. Do tej studni te zbereźniki wtrącili nieboraka, przezywali go Józefem w studni i rzucali mu pochodnie na zmoczoną głowę. Dlaczego nie?
— Cóż znowu! Oczywiście! — zawołał Dan. — Czy wiedziałeś, że tam...
Puk podniósł rękę i w samą porę przerwał mu dalsze słowa, a Kadmiel, jakby nic, ciągnął dalej:
— Gdy woda opadła, jemu się zdawało, że stoi na starych kawałkach zbroi. Ale macając lepiej nogą, wyczuł, że ma pod sobą same sztaby czystego złota. Był to jakiś skarb, niecnie zebrany w dawnych czasach, którego tajemnicę pewnie zgładzono mieczem. Słyszałem już nieraz przedtem o rzeczach podobnych.
— Myśmy też słyszeli — szepnęła Una. — Ale ten skarb nie był nieuczciwie zdobyty...
— Eljasz wziął z sobą trochę kruszcu, a potem wracał po trzy razy na rok do Pevenseyu jako handlarz, sprzedając różne towary za byle co i bez zysku, aż wkońcu pozwolono mu nocować w pu-