bo to, podług ich wierzenia, był taki Żyd skazany na wiekuiste życie... Wyganiali mnie zewsząd. Pan ocalił mnie, bym spełnił moje dzieło. W Pevenseyu kupiłem sobie małą łódkę i umocowałem ją wśród moczarów, poniżej jednej z bram zamczyska. I to mi także wskazane było przez Pana.
Kadmiel miał w tej chwili twarz tak spokojną, jak gdyby mówił o kimś obcym. Głos jego rozbrzmiewał melodyjnie wśród niskiego gołoborza.
— Przybyłem nad studnię, z której wszyscy w zamku brali wodę, — to mówiąc, sięgnął ręką w zanadrze i znów błysnął mu ów dziwny klejnot zawieszony na piersi; — i wrzuciłem w nią owe leki, przygotowane w Londynie. O nie! to nie było nic złego! My lekarze, im więcej złego umiemy robić, tem mniej go czynimy. Tylko głupiec mówi, że jest na wszystko odważny. W ten sposób wywołałem jątrzącą i swędzącą wysypkę, która wnet wystąpiła na ich skórze; wiedziałem jednak, że ona zniknie za piętnaście dni. Nie czyniłem zamachu na ich życie... Nie czyniłem zamachu na ich życie... ale mieszkańcy zamku pomyśleli sobie, że to zaraza i uciekli precz, zabierając z sobą nawet psiarnię.
— Jeden lekarz chrześcijański zobaczył, że jestem Żyd i człowiek obcy, więc zaczął rozgłaszać, że to ja przywlokłem z Londynu tę paskudną chorobę. Och! Po raz pierwszy i ostatni w życiu posłyszałem wtedy chrześcijańskiego lekarza, co się poznał na chorobie! Ludzie rzucili się na mnie i zaczęli mnie bić, ale jedna litościwa kobieta ode-
Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/343
Ta strona została skorygowana.