Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

nowicjusz, poprosiwszy o głos, jął opowiadać o swojem postąpieniu z wieśniakiem, o swojej rozmowie z kowalem Welandem, a wreszcie o mieczu, który jakimś dziwnym sposobem znalazł się na jego tapczanie, pomimo że przecie sypialnia była przez noc całą oświetlona.
— Opat zrazu potrząsał głową, wkońcu jednak roześmiał się i rzekł do nowicjusza: „Synu mój, Hugonie, obeszłoby się i bez znaku ze strony jakiegoś tam bożka pogańskiego, bym wiedział, że z ciebie klasztor małą mieć będzie pociechę. Zabierz-że swój miecz, pilnuj go dobrze i miej go zawżdy przy sobie, a bądź równie szlachetny, jak dworny jesteś i krzepki. My zasię powiesimy te narzędzia kowalskie przed ołtarzem, bo choć ten kowal dawnych bożyszcz miał pewnikiem z onego czasu jakoweś grzeszki na sumieniu, toć potem zarabiał ciężko a uczciwie na kawałek chleba i składał ofiary na rzecz Matki naszej, Kościoła.“ Potem wszyscy udali się na spoczynek; jeden tylko nowicjusz oka nie zmrużył, ale usiadłszy w ogródku klasztornym, zaczął bawić się swym mieczem. Wówczas Weland, ukryty za stajnią, rzekł do mnie: „Żegnaj mi, Starodawna Istoto! Prawdziwe były słowa twoje: tyś widział moje przybycie do Anglji, ty też jesteś teraz świadkiem mego odejścia. Do widzenia!“
— To rzekłszy zszedł ze wzgórza aż na skraj Wielkich Borów (dziś zwiecie to miejsce Leśnym Zakątkiem), akurat tam, gdzie pierwszy raz wylądował. Przez chwilę jeszcze słyszałem, jak prze-