Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

— To właśnie była intromisja — objaśnił ich Puk.
— „A teraz, mości Ryszardzie (odezwał się, po raz pierwszy używając tego miana) jesteś już prawnie zaintromitowanym właścicielem dworu — i ty i twoi dziedzice po wiekuiste czasy. Musić to wystarczyć, póki skrybenci królewscy nie wypiszą twego tytułu na pergaminie. Anglja już do nas należy... o ile tylko zdołamy ją utrzymać.“
— „Jakąż mam płacić powinność?“ — zapytałem, przejęty (jako dziś jeszcze pomnę) dumą nieopisaną.
— „Lenno rycerskie, mój chłopcze, rycerskie lenno!“ — odpowiedział, skacząc na jednej nodze koło swego wierzchowca (zda się, żem wam mówił, iż był on wzrostu małego, a wszakoż nie pozwalał, by go podsadzano na siodło?). „Będziesz mi przysyłał sześciu jezdnych albo dwunastu łuczników na każde moje zawołanie, a następnie... skądeś ty tu wziął takie piękne zboże?“ (albowiem był to właśnie czas przedżniwny i zboże wyzłociło się nad podziw.) „Jeszczem-ci nigdy nie widywał tak okazałych kłosów! Przysyłaj-no mi co roku ze trzy wory tego ziarna, a pozatem, na pamiątkę naszego ostatniego spotkania... kiedyś to miał powróz na szyi... ugaszczaj mnie i moją drużynę przez dwa dni każdego roku w wielkiej świetlicy twojego dworu.“
— „Biadaż mi!“, rzekę mu na to. „Tedy jużem postradał mój dwór! Zobowiązałem się, że nie