Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

— A dokąd pojechaliście? — zapytała Una. — Opowiedz nam, bardzo proszę...
— Zaczekaj. Pozwól, bym wpierw posłuchał dalszego ciągu pieśni.
Więc Dan czytał ciąg dalszy utworu — do samego końca. Wówczas pan Ryszard głos zabrał:
— Tak jest. Taka była powieść o dziejach Othere’a, jakom ją słyszał śpiewaną przez załogi duńskich okrętów. Jeno słowa nie były tak wspaniałe, chociaż nieco im podobne.
— Czy wyprawiałeś się kiedy na północ? — spytał Dan, zamykając książkę.
— Nie. Szlak mej wyprawy wiódł na południe. Dalej na południe, niżeli zapuścił się ktokolwiek przed nami! W owe to strony nieznane podążyłem samowtór z Hugonem, przyłączywszy się do Witty i jego pogańskiej drużyny...
Wysunął przed siebie wielkie mieczysko i oparł się na niem oburącz, a oczy jego błądziły kędyś daleko.
— Myślałam, że mieszkałeś stale w tych stronach — lękliwie odezwała się Una.
— Tak, mieszkałem, póki żyła pani Aelueva. Ale ona zmarła... zmarła... A wówczas, że syn mój najstarszy wyrósł już na mężczyznę, prosiłem De Aquilę, by zezwolił jemu władać dworzyszczem, jam zaś miał wybrać się w podróż daleką albo i w pielgrzymkę... bom chciał zapomnieć o mej boleści. De Aquila, którego Wilhelm Wtóry mianował starostą Pevensey’u na miejsce zmarłego grafa Mortain’a, był już wtedy wielce stary, atoli