z pomocą mądrego żelaza. Nie trwożyły go żadne niebezpieczeństwa; okrom ubóstwa, nie lękał się niczego.
— „Opowiadał mi mój rodzic“, mówił do nas Witta, „że o trzy dni jazdy od owego kraju znajduje się wielka wydma, a na południe od niej wielki las, rosnący na morzu. Na południe i na wschód od onego lasu ojciec mój nalazł miejsce, gdzie ludzie chowają złoto we włosach. Ale owa kraina, jako mi ojciec powiadał, pełna była wszelakich djabłów, co gnieżdżą się po drzewach i rozszarpują ludzi na sztuki. I cóż wy o tem myślicie?“
— „Złoto, nie złoto“, odrzekł Hugon, bębniąc palcami po rękojeści miecza, „dość, że wesołą mieć będziem przygodę. Jedźmyż więc do tych twoich djabłów, mój Witto!“
— „Przygoda?“, skrzywił się Witta. „Toż nie chodzi mi o żadną przygodę ani o wesołość. Dla przygód i dla uciechy nie narażałbym mego życia na tak nikczemnym statku. Jestem człek ubogi, co pragnie na morzu zdobyć majątek. Gdy przybiję znów do brzegów ojczystych, gdy ujrzę zatokę Stavanger i zarzucę ręce na szyję mej żony, nie będę już szukał nowych przygód. Z okrętem więcej bywa kłopotu niż z żoną i dobytkiem.“ To rzekłszy, skoczył pomiędzy wioślarzy i jął łajać ich to za opieszałość, to za obżarstwo. Aleć Witta wilkiem był w boju, a lisem w przebiegłości. Gdy morska nawałność pognała nas na południe, on przez trzy dni i trzy noce nie wypuszczał steru z rąk, wiodąc wytrwale statek przez morskie
Strona:Rudyard Kipling - Puk z Pukowej Górki.djvu/96
Ta strona została skorygowana.