Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/169

Ta strona została przepisana.

Harrison’owi i Craye’owi. — Nie zauważyliście tego? Ja bynajmniej nie imputuję...
On nigdy wogóle niczego nie imputował, z drugiej strony jednak nic innego nie robił i, ożywiony zresztą jak najlepszemi zamiarami, doprowadził prefektów swego domu do takiego stanu zdenerwowania, do jakiego tylko można zdrowych chłopców doprowadzić. Co gorsza, zaczęli chwilami przemyśliwać nad tem, czy jednak Stalky nie ma racji, nazywając Prout’a smutnym osłem.
— Wiecie dobrze, że nie należę do ludzi, wyskakujących ze skóry z lada powodu. Ja wierzę, że dom sam własnemi siłami dojdzie do równowagi — oczywiście, wspomagany dłonią, lekko trzymającą cugle — zdaje mi się jednak, jak gdyby dawało się odczuć pewne rozluźnienie — niższy ton w sprawach dotyczących honoru domu, coś w rodzaju pewnej zatwardziałości.

Oh, Prout to wielki pan, wielki pan, wielki pan,
Kopytko wielki pan —
Ma z tej przyczyny dużo do roboty —
Bo jego popularność,
Bo jego popularność
Bo jego po — pu — larność
Zależy od tej cnoty.

Drzwi pracowni były otwarte i z klasy słabo dolatywał śpiew, nucony przez dwadzieścia czystych głosów. Mikrusom podobał się refren; słowa były Beetle’a.