Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/183

Ta strona została przepisana.

I znowu stali przed rektorem — Belial, Mammon i Lucyfer. Ale teraz mieli do czynienia z kimś znacznie sprytniejszym od siebie. Mr. Prout przez pół godziny skarżył się mu, mówiąc rozwlekle i z żalem, a rektor pojął odrazu wszystko, czego nie mógł zrozumieć nauczyciel.
— Dokuczyliście do żywego Mr. Prout’owi — mówił jakby z namysłem — Gospodarze domów nie są tu poto, aby im chłopcy dokuczali więcej, niż trzeba. Ja również nie lubię, gdy chłopcy dają mi się we znaki bardziej niż trzeba. Nie lubię, gdy się mi dokucza takiemi historjami. Wy dokuczyliście mnie — a to bardzo ciężka wina. Rozumiecie?
— Tak jest, proszę pana rektora.
— Wobec tego ja spróbuję teraz dokuczyć wam i to tak z motywów urzędowych jak i osobistych, ponieważ zabieracie mi czas. Za starzy jesteście, aby wam móc wymierzyć chłostę, wobec tego trzeba będzie poszukać innego sposobu. Powiedzmy, po tysiąc wierszy na głowę, tydzień aresztu domowego i parę rozrywek tego rodzaju. Na chłostę jesteście już za starzy!
— Bynajmniej, proszę pana rektora! — zaprzeczył Stalky z zapałem, jako że tydzień aresztu domowego w lecie to ciężka kara.
— Bardzo dobrze. Zatem postaramy się zrobić, co tylko jest w naszej mocy. Pragnąłbym bardzo, żebyście mi już więcej nie dokuczali.