Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/196

Ta strona została przepisana.

szczotki — klucze — śliwki — ser — kołysanie — wykręcanie ramion — ag-ag — i tak dalej!
— Dobrze. Ja właśnie potrzebuję twego autorytetu a raczej autorytetu wszystkich was trzech, aby takiemu znęcaniu się położyć kres.
— A od czegóż Abana i Farpar, Padre — Harrison i Craye? Przecież to ulubieńcy Mr. Prout’a — rzekł nie bez pewnej goryczy M’Turk. — My nie jesteśmy nawet podprefektami!
— Myślałem o tem, z drugiej strony jednak ponieważ takie sekowanie pochodzi tylko z bezmyślności...
— Nigdy w świecie, Padre! — zaprzeczył M’Turk — dręczyciele lubią dręczyć. Co obmyślą w szkole podczas nauki, to wykonywają potem w swojem mieszkaniu.
— Mniejsza z tem. Gdyby sprawa dostała się w ręce prefektów, wybuchłaby nowa burza domowa. Jedną mieliście przecie niedawno. Nie śmiejcie się. Posłuchajcie. Ja proszę was — mój własny Legjon X. — zróbcie temu po cichu koniec. Chcę, żeby mały Clewer był znowu czysty i przyzwoity...
— Niech mnie szlag trafi, jeśli ja go umyję! — szepnął Stalky.
— Żeby wyglądał jak człowiek. Co się tyczy tego drugiego chłopca, bez względu na to kimby był, możecie użyć całego swego wpływu — oczy kapelana błysnęły przy tem zupełnie świeckim blaskiem — aby