Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/219

Ta strona została przepisana.

My zrobiliśmy to wszystko dla moralności, Campbell, tylko dla moralności. To też, jeśli wy nie rozgadacie, z nas żaden nic o tem nie powie.
— Dobry chłop z ciebie, Stalky! — rzekł Campbell — Przyznaję, że Clewer’owi trochę zanadto dokuczałem.
— Ja też tak myślę! — odpowiedział Stalky — Więc Sefton nie może się też pokazać we wspólnej sali z temi faworytami w frendzlach. Okropność, gdyby go tak mikrusy zobaczyły! Może się ogolić. Sefton, nie dziękujesz?
Głowa nie podniosła się. Sefton usnął głęboko.
— Komiczne! — zauważył M’Turk, słysząc łkanie zmieszane z chrapaniem — Mnie się zdaje, że to komedja, on udaje.
— Wcale nie! — wmieszał się Beetle — Kiedy Molly Fairburn torturował mnie czasem godzinę, padałem na ławkę i zasypiałem jak kamień. Biedak! Ostatecznie nazwał mnie poetą — nędznym, bo nędznym — ale przecie poetą.
— No, chodźmy! — rzekł stłumionym głosem Stalky — Dowidzenia, Campbell. Pamiętaj, że jeśli wy sami nie rozgadacie, z nas żaden ani nie piśnie.
Mieli prawo do zatańczenia tańca wojennego, byli jednak tak strasznie zmęczeni, że zaraz po herbacie udali się do swej pracowni, gdzie spali aż do korepetycji.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·