począł się od swarów i niepokojów. Mr. King dowiedział się, że cały jego dom — w długim szeregu budynków sąsiadujący z domem Prout’a — otworzył drzwi, oddzielające od siebie obie sypialnie i poszedł słuchać opowiadania Crandalla. Oburzony, dotknięty do żywego, biadający, czem prędzej pośpieszył ze skargą do rektora, albowiem co się jego tyczy, to on nigdy nie był i nie jest zwolennikiem pozwalania tak zwanym światowym młodym ludziom na zarażanie ducha młodzieży.
— Zupełnie słusznie! — odpowiedział rektor, obiecując, że wejrzy w tę sprawę.
— Bardzo mi przykro! — rzekł Crandall zmartwiony — Ale ja napewno nie powiedziałem im nic takiego, czegoby słyszeć nie powinni. Nie chciałbym, żeby z mego powodu mieli nieprzyjemności.
— Tss! To nie chłopcy robią zamieszanie, ale nauczyciele — odrzekł rektor, ledwo dostrzegalnie mrugając okiem. — Prout i King są przeciwni licznym zebraniom w sypialniach — cóż robić, muszę wziąć stronę dyrektorów. Z drugiej strony niepodobieństwo, abym w ostatni dzień kursu karał tylko dwa domy. Trzeba być sprawiedliwym i ukarać wszystkich. Zrobimy to tak. Oni mają z pewnością jakieś zadanie na święta, którego żaden z nich oczywiście ani nie tknie. Otóż dziś wieczorem całej szkole, wyjąwszy prefektów i dorosłych, którzy mają własne pracownie, każemy robić preparację, zaś sala nau-
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/253
Ta strona została przepisana.