bez ciągłego straszenia jego powagą. Prawda, mieli wrażenie, że niezbyt zręcznie zabrali się do rzeczy, jednakże żaden przyzwoity, porządny chłopak nie ośmieliłby się kwestjonować legalności ich konferencji i z pewnością poddałby się sądowi. Protest Beetle’a był poprostu zuchwalstwem.
— A wam powinno się poprostu dać lanie i koniec! — wykrzyknął lekkomyślnie niejaki Naughten.
Słowa te rozpaliły w Beetle’u szlachetne natchnienie.
— Za przeszkadzanie w umizgach Tulke’mu, co?
Tulke stanął w ponsach.
— O, tak to nie pójdzie! — mówił Beetle — Zrobiłeś swoje! Zawezwałeś nas tu za to, żeśmy cię sklękli i zwymyślali, chciałeś nam dać przestrogę. Nam? Czekajże, teraz na nas kolej.
— Ja — ja — ja — zaczął Tulke — Nie pozwólcie tej młodej żmii mówić!
— Jeśli chcesz co powiedzieć, musisz się wyrażać przyzwoicie — zwrócił Beetle’owi uwagę Carson.
— Przyzwoicie? Niech wam będzie przyzwoicie. A więc słuchajcie. Idąc do Bideforde’u, spotkaliśmy tę ozdobę Szóstej Klasy — czy to dość przyzwoicie? — wałęsającą się po gościńcu z dziwnym jakimś blaskiem w oku. Wówczas nie wiedzieliśmy jeszcze, dlaczego tak bardzo zależy mu na tem, — aby nas zatrzymać, ale pięć minut przed czwartą, kiedyśmy siedzieli w mleczarni Yeo, ujrzeliśmy Tulke’go
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/322
Ta strona została skorygowana.