Strona:Rudyard Kipling - Stalky i Sp.djvu/87

Ta strona została przepisana.

Towarzystwo, polne oczekiwania, wycofało się do swego własnego, czystego i obszernego pokoju.
— Kiedy Stalky’emu zaczynają nozdrza latać jak koniowi — mówił Aladyn do Cesarza chińskiego — to znaczy, że jest na ścieżce wojennej. Ciekawy jestem, jak się to skończy?
— King dostanie szkołę — odpowiedział Cesarz — Wogóle z N. 5 żartów niema!
— Swoją drogą zastanawiam się nad tem, czy ja to mam przyjąć urzędowo do wiadomości, czy nie — rzekł Ebenezar, który przypomniał sobie naraz, że jest prefektem.
— To nic nasz interes, Kiciu. A prócz tego, gdybyś to zrobił, mielibyśmy w nich wrogów, a wtedy już nie możnaby wytrzymać — mitygował go Aladyn — Oho, już zaczynają!
Zachodnio-afrykański bęben zahuczał we wszystkich wyjściach i sieniach. Numerowi Piątemu zakazano powoływać do życia tę maszynę na odległość donośności głosu od liceum. Wbrew temu zakazowi głęboki, miażdżący grzmot napełnił kurytarze, kiedy M’Turk i Beetle z właściwą sobie znajomością rzeczy zaczęli masować środek bębna. Grom ten zmienił się wkrótce w dźwięk trąb — dzikich trąb, nawołujących do pościgu, poczem, gdy M’Turk zaczął uderzać w jedną stronę, gładką od krwi ofiar, przeszedł w urywane porykujące wycie, jakie wydaje raniony goryl w swej ojczystej puszczy. Nastąpił