Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/102

Ta strona została przepisana.

— A w całym liceum nigdy nie było takiego smrodu, jak smród w domu Kinga, albowiem dom ten cuchnął straszliwie, a nikt nie wiedział, co na to poradzić. Wyjąwszy Kinga. Tedy on mył mikrusów privatim et seriatim. Mył ich w sadzawkach Heszbonu w fartuchu dokoła lędźwi.
— Stul pysk, ty wściekły Irlandczyku!
Słychać było, jak piłka od golfu odbiła się od żwiru.
— Nie ma się o co wątrobić, Rattray. Przyszliśmy pogawędzić z tobą. Chodź, Beetle, wszyscy są w domu, nie czujesz?
— Gdzie Pomposo Stinkadore? Niezbyt bezpieczna to rzecz dla chłopców o czystych duszach i wzniosłych uczuciach dać się dziś widzieć w pobliżu tych murów. Wyszedł? Nic nie szkodzi. Postaram się zrobić wszystko, co tylko jest w moich siłach, Rattray. Jestem właśnie in loco parentis.
— (To dla was, Prout! — szepnął Macréa, ponieważ było to jego ulubione zdanie.)
— Mam ci kilka słów do powiedzenia, mój młody przyjacielu; pogawędzimy chwileczkę.
Prout parsknął śmiechem. Beetle zmieniając głos użył ulubionego zwrotu Kinga.
— Powtarzam, Mr. Rattray, że musimy pogawędzić, a tematem naszej pogawędki nie będą żadne smrody, ponieważ jest to słowo trywialne i sprośne. Zajmiemy się za twoim pozwoleniem, którego śmiem się, chyba spodziewać — zajmiemy się tym haniebnym — że się tak wyrażę — wzrostem tajnej demoralizacji. Co sprawia na mnie wrażenie najprzykrzejsze, to nawet nie krzycząca do nieba nieprzyzwoitość, z jaką się puszycie pod swoim brzemieniem nieczystości (należy sobie wyobrazić tę orację z interpunkcją piłek od golfu, rzucanych przez Rattraya, który jednak był kiepskim strzelcem), ale ta cyniczna niemoralność, z jaką możecie ucztować i bawić się pośród tych swoich okropnych aroma-