W oknie pokazała się purpurowa twarz Richardsa. Biedak przez dłuższy czas czołgał się na kolanach w świątyni śmierci.
— Kot? Co za blaga! — krzyczał M’Turk. — To z pewnością mikrus, który umarł zeszłego kursu. Trzy „hura!“ dla zmarłego mikrusa Kinga.
Rozległy się trzy potężne „hura!“
— Pokażcie go! Pokażcie go! My go chcemy widzieć! — wrzeszczały mikrusy. — Dajcie go Łowcom Pluskiew! Kot spojrzał na Kinga (króla) — i zdechł z tego! Niiii, ksss, miauuuuu — słychać było najrozmaitszę okrzyki.
Richards pojawił się jeszcze raz.
— Ta kotka — zawahał się na chwilę — ta kotka zdechła już dawno temu.
Szkoła wyła ze śmiechu.
— No, chodźmy się trochę przejść! — rzekł Stalky po dobrze wytrzymanej pauzie. — To wszystko jest wstrętne i jestem pewien, że teraz trędowaci nie zaczną znowu...
— Nie zaczną znowu czego? — krzyknął z wściekłością jeden z uczniów Kinga.
— Mordować kotów za każdym razem, kiedy się chcą wymigać od kąpieli. I tak trudno już odgadnąć, kto bardziej śmierdzi. Jak Boga kocham, ja już wolę kota. Jego woń nie jest tak przenikliwa. Co myślisz robić dziś popołudniu, Beetle?
— Ja? Ja chcę śpiewać pieśń triumfu, śpiewać pieśń triumfu przez całe popołudnie. Nigdy jeszcze nie śpiewałem swej pieśni triumfu tak, jak ją dziś śpiewać będę. Chodźmy do naszej dziury.
Z całą rozkoszą uczynili zadość jego życzeniu.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W suterenach, gdzie migoce gaz i stoją długie rzędy trzewików, Richards perorował wśród swych szczotek wobec Okego z sali nauczycielskiej, Gumbly’ego z sal jadalnych i przystojnej Leny, praczki.
— Tak. Była już w bardzo kiepskim stanie położenia. Aż mi się niedobrze zrobiło, mówię wam.