Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/110

Ta strona została przepisana.

mnie nazywają „Padre“. Żyją ze mną w przyjaźni, skutkiem czego nie zwierzają mi się też z rzekomych kradzieży.
— Ma pan na myśli wypadek Masona? — rzekł twardo Prout. — Ja miałem go zawsze za szczególnie skandaliczny. Byłem przekonany, że dyrektor znacznie ostrzej weźmie się do rzeczy. Prawda, Masona wyprowadzono w pole, w każdym razie jednak jest on na wskroś szczery i bardzo gorliwy.
— A ja panu powiem, Prout, że się z panem nie zgadzam — odpowiedział Rev. John. — Wdepnął w zmyśloną przez nich historię o kradzieży; przyjął, świadectwo drugiego chłopca, o ile wiem, nic nie sprawdziwszy i szczerze mówiąc zasłużył na to, co go spotkało.
— Oni rozmyślnie dotknęli Masona w jego najlepszych uczuciach — odezwał się Prout. — Gdyby mi byli powiedzieli choć słówko, nie byłoby tej całej historii. Ale oni woleli wciągnąć go w pułapkę, skorzystać z jego nieznajomości ich charakterów.
— Może być — wtrącił King — ale mnie się Mason nie podoba właśnie przez to, co Prout uważa za jego zaletę. Jest faktycznie zbyt gorliwy.
— Ostatecznie, mówiąc między nami, kradzież nie leży w tradycji przestępstw naszego zakładu! — zauważył mały Hartopp.
— Nieźle to brzmi w ustach dyrektora, którego uczniowie uprowadzili niewinnym wyborcom z Northam siedem sztuk bydła! — wtrącił Macréa.
— Rozumie się — odpowiedział Hartopp z zimną-krwią, — To przełażenie przez bramę, odrobina kłusownictwa i polowanie na jastrzębie na brzegu morskim, to całe nasze zbawienie.
— Ale to wyrządza niesłychaną krzywdę szkole — zaczął Prout.
— Większą niż skandal, który musiałoby się ukryć? Pewnie! Nie cieszymy się wśród włościan dobrą sławą, ale ja stanowczo wolę dowcipne kawały tego rodzaju, niż — inne historie.