Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/118

Ta strona została przepisana.

— Przynieś mi natychmiast to, co nazywasz wekslem Corkrana, i dziękuj Bogu, że na tym poprzestaję. Te pieniądze potrącę ci z pensji miesięcznej, Corkran. Proszę mi natychmiast przynieść do mego gabinetu weksel.
Mało im na tym zależało! Dwa szylingi i cztery szóstki na raz znaczą zawsze więcej niż wypłacane ratami.
— Ale co to do diabła jest weksel! — mówił Beetle. — Ja tylko czytałem o nim!
— Wszystko jedno, jakoś to zmajstrujemy.
— Tak, ale nasz atrament tak prędko nie wysycha! Co będzie, jeśli on się pozna, że to weksel świeżo napisany?
— Nie pozna się. Jest zanadto zmartwiony! — odpowiedział M’Turk. — Stalky, poderżnij się na tym stemplowanym papierze na dole i pisz: „Jestem ci winien dwa szylingi i cztery szóstki.“ Nie jesteś mi wdzięczny, Beetle, za to, że te hopy wydostałem od Prouta? Stalky nie oddałby... Co robisz, ośle jakiś!
Beetle, nie myśląc nawet o tym, oddał pieniądze Stalky’emu, który był skarbnikiem pracowni. Długoletnie przyzwyczajenie nie łatwo przełamać.
Prout, otrzymawszy weksel, przedstawiał Beetle’owi całą potworność lichwiarstwa, które jak wszystko inne w ogóle, wyjąwszy obowiązkowego palanta, szerzy w klasach zepsucie i wpływa fatalnie na uczucia koleżeńskie, robi młodzież zimną i wyrachowaną i jest źródłem wszystkiego złego. Wreszcie — czy Beetle zna może jakie inne jeszcze wypadki pożyczania pieniędzy na lichwę? Jeśli tak, obowiązkiem jego jest, w dowód skruchy i żalu, poinformować o tym gospodarza swej klasy, bez wymieniania nazwisk.
Beetle nie wiedział — przynajmniej nie miał zupełnej pewności. I jakże mógłby świadczyć przeciw swym przyjaciołom? Może być, że klasa — tu udał zakłopotaną delikatność — jest lichwy pełna.