Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/142

Ta strona została przepisana.

jego szesnasty rok życia od jedenastego. — Mój Boże, ale też wtenczas byli okrutni tyrani — Fairburn, „Gobby” Maunsell —
— Pamiętasz, jak Gobby przezwał nas „Trzy ślepe myszy”, kazał nam włazić na szafę i śpiewać tam, a sam bombardował nas kałamarzami? — rzekł Stalky. — To byli prawdziwi tyrani, jakby się kto pytał.
— Czegoś podobnego dziś już nie ma — zapewnił pogodnie M’Turk.
— Otóż co to, to się mylicie. Jak nas nie boli, jesteśmy zawsze przekonani, że wszystko jest w porządku. Sam nie raz zastanawiam się nad tym, czy sekowanie ustało już, czy nie.
— Mikrusy sekują się strasznie — oświadczył Beetle. — Ale uczniowie wyższych klas obkuwają się podobno do egzaminów. Nie ma czasu na sekaturę.
— Co się stało? Co Padre chce powiedzieć? — zawołał Stalky wpatrując się badawczo w twarz kapelana.
— Ja mam wątpliwości!
A naraz wybuchnął:
— Na Boga, jak na trzech średnio inteligentnych młodych ludzi nie jesteście zbyt przenikliwymi obserwatorami. Zdaje mi się, że zanadto byliście zajęci obmyślaniem kawałów dla swego gospodarza klasy, abyście mogli zauważyć, co się działo tuż pod waszym nosem, kiedyście to zeszłego tygodnia siedzieli we wspólnej sali.
— Co takiego? Słowo honoru daję, ja nic nie zauważyłem!
— Radziłbym wam szerzej otwierać oczy. Kiedy mały chłopaczek beczy ciągle w kącie, chodzi w ubraniu podartym na strzępy, nie uczy się zupełnie i cieszy się opinią najbrudniejszej „warty korytarzowej”, z pewnością musi być coś w nieporządku.
— To Clewer — mruknął M’Turk.