Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/149

Ta strona została przepisana.

— Dobra, ja ci pomogę! Wstawać! Będziecie dalej prowadzili walkę kogutów czy nie? Daj mi kij, a połaskoczę ich trochę. Bycza zabawa! Campbell, chodź no tu! Rozerwiemy się!
M’Turk zwrócił się do Stalky’ego i obsypał go najohydniejszymi wyzwiskami.
— Stalky, obiecałeś także być kogutem! Chodź!
— Trzeba było takiego durnia jak ty, żeby mi uwierzyć! — krzyknął Stalky.
— Pokłóciliście się? — spytał Campbell.
— Także coś! — odpowiedział Stalky. — Po prostu, tresuję ich trochę. Seffy, znasz się na walce kogutów?
— Czy się znam? Ależ gdy byłem w budzie Maclagana w Londynie, urządzaliśmy walki kogutów w salonie i mały Maclagan nie śmiał nawet ani pisnąć. Prawda, tam traktowano nas jak dorosłych. Czy się znam! Zobaczysz!
— Mogę wstać? — jęknął Beetle, któremu Stalky usiadł na plecach.
— Cicho bądź, gnojku jeden. Będziesz się bił z Seffym!
— On mnie zabije!
— Wciągnijmy go do pracowni! — zaproponował Campbell. — Tam będziemy mieli spokój i zupełną swobodę. Ja stanę na przeciw M’Turka. Zawsze to lepsze niż młody Clewer.
— Dobra! — wykrzyknął z radością Sefton. — Zdejmiemy im trzewiki — tylko im, my nie.
Rzucono Beetle’a i M’Turka na podłogę. Stalky wtoczył ich za fotel.
— A teraz powiążę was, Seffy i Campbell. Ja będę kierował walką. Co ty masz za łapy, Seffy! Chusteczka nie wystarcza! Nie masz gdzie porządnego szpagatu?
— W kącie leży cała masa sznurków — odpowiedział Sefton. — Prędzej! Beetle, cielę głupie, przestań już smarkać! Będziemy mieli elegancką walkę kogutów. Zwyciężeni będą musieli śpiewać na cześć