Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/159

Ta strona została przepisana.

bellem wypuścimy, bądź tak uprzejmy i zaśpiewaj nam à la Clewer „Kitty of Coleraine“.
— To niesprawiedliwie! — odezwał się Campbell. — Myśmy się poddali.
— Pewnie, że tak i właśnie dlatego będziecie robili teraz wszystko, co wam każemy, tak samo jak Clewer. Gdybyście się nie poddali, wzięlibyśmy was na tortury. A ponieważ poddaliście się — uważasz, Seffy? — musicie śpiewać hymny pochwalne na cześć zwycięzców. Prędzej!
Rozsiedli się wygodnie w fotelach. Campbell i Sefton spojrzeli po sobie i bynajmniej swym widokiem wzajemnie nie pocieszeni zaczęli śpiewać „Kitty of Coleraine“.
— Bardzo kiepsko! — zganił Stalky, kiedy ten nędzny skowyt ustał. — Gdybyście się nie poddali, musielibyśmy książkami wbić wam w głowę melodię. Teraz dość.
Wyzwolił ich z więzów, ale przez kilka chwil nie mogli wstać. Pierwszy, z zakłopotanym uśmiechem, podniósł się Campbell. Sefton zatoczył się ku stołowi, padł na krzesło, ukrył głowę w ramionach i wybuchnął łkaniem. Nie śniło się im już nawet o walce; byli tylko zdumieni, zawstydzeni, upokorzeni.
— Czy — czy on może się przed podwieczorkiem ogolić? — zapytał. Campbell. — Za dziesięc minut zadzwonią na herbatę.
Stalky potrząsnął głową przecząco. Chciał w tym stanie wprowadzić Seftona na salę.
M’Turk ziewnął rozparty w swym fotelu, Beetle obcierał pot z czoła. Drżeli z podniecenia i znużenia.
— Jeśli cokolwiek o was usłyszę, pogadam z wami! — rzekł Stalky surowo.
— Nie zawracaj głowy; przecie już się poddali! — odezwał się M’Turk.
— Takie „moralne oddziaływanie“ jest trochę męczące!
— Widzicie, jak względni byliśmy dla was? Mogliśmy tu zawołać Clewera i kazać mu się przyglą-