Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/162

Ta strona została przepisana.

Clewer, zamiast pisać zadanie, strzelał po klasie kulkami atramentowymi. Dostał pięćdziesiąt wierszy za — niesłychane zuchwalstwo.
— To już nie nasza wina, Padre — rzekł Beetle. — Ksiądz kazał nam usunąć — usunąć ucisk. Czego się można spodziewać po smarkaczu?
— Pamiętam ja dobrze, jak starsi dziś od niego o pięć lat chłopcy rzucali kulki atramentowe, Beetle. Jednemu z nich dałem za to dwieście wierszy — nie bardzo nawet dawno temu. A propos — czy te wiersze mi oddano?
— Turkey, oddano czy nie? — spytał bezwstydnie Beetle.
— Czy księdzu nie zdaje się, że Clewer wygląda trochę czyściej? — przerwał Stalky.
— Widział ksiądz kiedy takich reformatorów moralności? — chełpił się M’Turk.
— Właściwie zrobił wszystko Stalky, ale to była szopa dla wszystkich!
— Wyniki tej reformy moralnej zauważyłem w paru miejscach. Czy nie mówiłem wam, że jeśli zechcecie, możecie mieć nadzwyczajny wpływ na chłopców z liceum?
— Tylko że system moralnego oddziaływania — częściej stosowany — trochę męczy. A prócz tego — widzi ksiądz — Clewer się rozzuchwalił.
— Nie myślałem o Clewerze; miałem na myśli — drugich, Stalky.
— Och, my tam dużo o drugich nie myślimy! — odezwał się Turkey. — Nieprawdaż?
— Ale ja — myślałem od samego początku!
— To znaczy, że ksiądz wiedział?
Kłąb dymu zjechał ku ziemi.
— Mówią, że chłopcy sami się wychowują lepiej i surowiej, niż my możemy i śmiemy. Gdybym ja użył połowy argumentów, jakieście wy zastosowali, czy nie —