Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/166

Ta strona została przepisana.

Na korytarzu zobaczyli przed czarną tablicą z ogłoszeniami gromadę chłopców, wśród nich małego Foxy’ego, sierżanta szkolnego.
— Pewnie znowu granica! — rzekł Stalky. — Hallo, Foxy, dlaczego włożyliście żałobę?
Sierżant miał na ramieniu szeroką przepaskę z krepy.
— Służył w moim dawnym pułku — rzekł wskazując ruchem głowy tablicę, na której widać było wycinek z gazety, umieszczony między listami apelu.
— Mój Boże! — mówił Stalky zdejmując czapkę z głowy po przeczytaniu paru wierszy. — Ależ to stary Duncan, gruby Porcus! Padł w bitwie gdzieś koło jakiegoś Kotalu czy coś podobnego. Zbierając dookoła siebie swych ludzi z najwyższym bohaterstwem. Jeszcze by też! Ciało odbito. Tym lepiej. Oni czasem ciała ćwiartują, prawda, Foxy?
— Okropnie! — odpowiedział sierżant krótko.
— Biedny, stary Porcus!! Kiedy odchodził od nas, byłem jeszcze mikrusem. To ilu ich już będzie, Foxy?
— Z Mr. Duncanem dziewięciu. Jak Mr. Duncan wstąpił do naszej szkoły, nie był większy od małego Greya. Służył w mym dawnym pułku. Tak, tak, panie Corkran, to już dziewiąty z rzędu!
Trójka wyszła na deszcz i pomaszerowała szybkim krokiem.
— Ciekawa rzecz, jakie to może być uczucie — jak się jest rannym i tego — mówił Stalky, kiedy brnęli przez kałuże na ścieżce. — Gdzie to mogło być, Beetle?
— Gdzieś w Indiach, tam się przecie zawsze bijemy. Nie, Stalky, słuchaj, po co siadać pod żywopłotem, żeby rzygać. Do tego cholerycznie zimno, cholerycznie mokro i z pewnością nas złapią.
— Co pyskujesz? Czy wuj Stalky wsypał was kiedy?
Podobnie, jak i inni wodzowie, Stalky zapominał z łatwością o minionych klęskach.