— Właśnie myślę! — rzekł M’Turk.
To rzekłszy wydał jakiś tak strasznie przenikliwy irlandzki okrzyk, że cała drużyna się za nim obejrzała.
— Cicho bądź! — zawołał Stalky tańcząc z niecierpliwości. — Zostawcie to tylko wujowi Stalky’emu, już on się ze starym rozprawić potrafi. Beetle, jeśli choć słówko piśniesz, zanim ci pozwolę, zabiję cię! Habeo capitem crinibus minimis. Trzymam go za najkrótsze włosy. A teraz zróbcie takie miny, jakby nigdy nic.
Zbyteczne było jednak wszelkie udawanie, ponieważ szkoła zajęła się najzupełniej wydawaniem gromkich okrzyków na cześć graczy nierozegranego meczu. Chłopcy nie zwracając uwagi na zabłocone trzewiki kręcili się całymi gromadami dokoła łazienek, podczas kiedy członkowie drużyn myli się. Wrzeszczeli „hura”, ile razy udało im się zobaczyć małego Crandalla, a jeszcze głośniej wołali „hura“ po modlitwie, kiedy pojawili się Starzy Chłopcy w strojach wieczorowych i podkręcając swobodnie wąsa, zamiast stanąć wśród nauczycieli, ustawili się szeregiem pod ścianą, tuż przed szeregiem prefektów, a rektor wywoływał ich także — major, minor, tertius, jak za dawnych czasów.
— Wszystko to bardzo piękne! — odezwał się rektor po obiedzie — ale chłopcy zaczynają wysmykać się trochę z rąk. Obawiam się, że z tego wynikną później nieprzyjemności. Dobrze byś zrobił, Crandall, gdybyś poszedł spać jak najwcześniej. Sypialnia będzie na ciebie czekać. Nie wiem, jakie zawrotne wyżyny osiągniesz w swej karierze, ale pewien jestem, że nigdy nie spotkasz się z tak absolutnym uwielbieniem jak dziś!
— Niech się dadzą wypchać z całym uwielbieniem. Wolałbym skończyć cygaro.
— To szczere złoto — idź, gdzie sława cię czeka, Crandall-minor.
Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/180
Ta strona została przepisana.