Strona:Rudyard Kipling - Stalky i spółka (tłum. Birkenmajer).djvu/185

Ta strona została przepisana.

— Zupełnie słusznie! — odpowiedział rektor obiecując, że wejrzy w tę sprawę.
— Bardzo mi przykro! — rzekł Crandall zmartwiony. — Ale ja na pewno nie powiedziałem im nic takiego, czego by słyszeć nie powinni. Nie chciałbym, żeby z mego powodu mieli nieprzyjemności.
— Tss! To nie chłopcy robią zamieszanie, ale nauczyciele — odrzekł rektor ledwo dostrzegalnie mrugając okiem. — Prout i King są przeciwni licznym zebraniom w sypialniach — cóż zrobić, muszę wziąć stronę dyrektorów. Z drugiej strony niepodobieństwo, abym w ostatni dzień kursu karał tylko dwie klasy. Trzeba być sprawiedliwym i ukarać wszystkich. Zrobimy to tak: Oni mają z pewnością jakieś zadanie na święta, którego żaden z nich, oczywiście, ani nie tknie. Otóż dziś wieczorem całej szkole, wyjąwszy prefektów i dorosłych, którzy mają własne pracownie, każemy robić preparację, zaś sala nauczycielska musi dostarczyć nauczyciela, który by chłopców inwigilował. Jak sprawiedliwość, to sprawiedliwość.
— Preparacja w ostatni dzień nauki? — Aj! — wykrzyknął Crandall myśląc o własnej, burzliwej młodości. — Ręczę, że będą awantury!
Chłopcy, którzy uganiali już wśród spakowanych kufrów, pokrzykiwali radośnie w korytarzach lub też wykonywali w salach tańce wojenne, przyjęli tę wiadomość z osłupieniem i wściekłością. Żadna szkoła na świecie nie robiła preparacji wieczorem w przeddzień końca kursu. To było potworne, okrutne, sprzeczne z prawem, religią, moralnością. Owszem, pójdą do klas, wezmą ze sobą wakacyjne zadania, ale — tu uśmiechali się i zaczynali spekulować, kogo ciało nauczycielskie wyśle przeciw nim. Los padł na Masona, prostodusznego i kochającego młodzież entuzjastę. Nikt inny nie chciał objąć tej preparacji, bo w liceum brakowało zbawiennego wpływu tradycji i przyzwyczajeni do uregulowanej rutyny zakładów starszych nauczy-